27 lutego 2016

Rozdział 3

Ben przylepił się do Willa jak rzep i łaził za nim na każdej przerwie, chociaż na pewno zdążył zauważyć, że ten stronił od towarzystwa. Po każdej kolejnej godzinie spędzonej w szkole Will wydawał się coraz bardziej zmęczony, choć starał się to ukrywać. Dopiero po siódmej lekcji nie mógł powstrzymać odruchu delikatnego krzywienia się i łapania za głowę, jakby pod wpływem bólu. Tom przyłapał go nawet w łazience, jak pił coś mocniejszego. Nie skomentował tego jednak. Miał wystarczająco dużo własnych zmartwień, żeby jeszcze komuś matkować.

O trzeciej poszedł na boisko i czekał na Jacoba, chodząc w kółko. Ten zjawił się po kilku minutach, trzymając w dłoniach dwa kije do baseballa i piłkę, na dodatek ubrał się w ulubioną, wściekle czerwoną kurtkę, więc Tom rozpoznał go z daleka.
– Siema, stary. – Poklepał Jacoba po plecach.
– Siema. Masz rękawicę?
– Taaa... – Tom otworzył plecak i wyciągnął z niego skórzany przedmiot. – Najpierw ja będę miotaczem, a potem się zamienimy, okej?
– Spoko. – Pokiwał głową. – Fajnie, że nie jest zimno. Podobno miało piździć. – Spojrzał na zachmurzone już niebo w kolorach szarości. – Ale w sumie jeszcze może…
– Co za różnica i tak byś przyszedł grać – stwierdził pewnie.
Uśmiechnęli się do siebie. Tak, oboje kochali baseball. Właściwie liczyło się tylko to. Czas odmierzali do następnego treningu, uczyli się po to, żeby nikt nie zabronił im grać, ich myśli wypełniały ułożone przez trenera taktyki i na nic innego niż baseball nie starczyłoby miejsca. To było życie, a nie sam sport.
Tom wziął od Jacoba piłkę, a jemu dał rękawicę i ustawił się na pozycji. Poczekał, aż kumpel stanie w polu łapacza. Kiedy dostał od niego znak, zamachnął się i rzucił piłką w jego stronę, jak potrafił najmocniej. Biała kula mknęła do przodu, przecinając powietrze, aż zniknęła w dłoniach Jacoba, który aż cofnął się pod wpływem siły uderzenia.
– Co tak ostro?! – krzyknął.
– Mówiłem, że chcę się wyżyć. – Zrobił krótką pauzę i, zauważając, że Jacob chce zadać pytanie, którego treści się domyślał, dodał: – Mam pokój z nowym.
– Serio? – Odrzucił mu piłkę. – Tyle czasu byłeś sam, to w końcu kogoś ci dorzucili. Nic niezwykłego.
– Ale on jest całkiem pojebany!
– Znam cię i pewnie przeginasz.
– Ej! Wcale nie przeginam!
– Wierzę!
– W każdym razie na pewno nie tym razem. Gada jak nienormalny, ubiera się jak pizda i ciągle chleje! Nawet w szkole. – Cisnął piłką kolejny raz w Jacoba.
– Przecież możesz komuś o tym powiedzieć, tej… Lofaren? Wywalą gościa gdzieś do poprawczaka i spokój.
– Tak, a potem będą mówić, że kabluję? Nie, dzięki.
– No to co z nim zrobisz?
– Nie wiem. – Westchnął zrezygnowany. – Zabiję i zakopię w lesie. – Prychnął śmiechem.
– Mam nawet dwie łopaty. – Zaśmiał się Jacob. – A tak serio to może daj sobie z nim spokój. Jeszcze rok i się wyprowadzisz.
– Taaa… JESZCZE rok. Nie wytrzymam z nim tyle.
– Więc… mam pomysł.  – Poruszył sugestywnie brwiami
– Już się boję.
– Słuchaj, zaproś go na jakieś wyjście z nami. Pogadamy sobie z nim.
– Serio pogadamy? Czy mówiąc „pogadamy”, masz na myśli „dam mu wpierdol”? Bo nie ma takiej opcji. Jak coś mu zrobię, zabronią mi trenować.
– Zluzuj, stary. Załatwimy to pokojowo. Sam będzie chciał się potem wyprowadzić do kogoś innego.
Tom zamyślił się. Może to dobre wyjście? Tylko trochę  nastraszą nowego. Nic się przecież nie stanie.
– Dobra, koniec pierdolenia! Mieliśmy grać – zarządził Tom i rzucił piłką, ale już nie tak mocno jak na początku.

Podczas gry się odprężył. Skupiał się tylko na piłce i dzięki temu nic niepożądanego nie zaprzątało mu głowy. Rzucał, potem odbierał i ta monotonia dawała mu spokój, jakiego potrzebował. Zapominał wtedy o całym świecie, nie zauważał, czy drży z zimna, czy dyszy ze zmęczenia ani czy się już ściemniło. Dopiero głos Jacoba oznajmiający, że ma dość, wyrwał go z transu. Schował do plecaka swoją ukochaną rękawicę, pożegnał się z przyjacielem i w dość wesołym nastroju wracał do domu.
Ale dobry humor nie trwał wiecznie, a nawet skończył się całkiem szybko.
Gdy Tom wszedł do swojego pokoju, Will już tam był – siedział przy biurku i wyglądał przez okno. Skrzywił się. Po treningu zdążył już zapomnieć o jego istnieniu, a kiedy tylko przekroczył próg, poczuł się, jakby został oblany kubłem lodowatej wody. Po szybowaniu wśród chmur spadł nagle prosto w kałużę szarej rzeczywistości, w której znajdował się Will.
Rzucił plecak na podłogę i opadł na łóżko. Stracił energię do czegokolwiek. Wkładał słuchawki do uszu z zamiarem posłuchania czegoś, kiedy usłyszał:
– Pożyczysz mi książki? 
Tom łypnął na chłopaka spode łba. 
Do czego ci one?
– Do czytania oczywiście – odpowiedział ze szczerością w głosie.
– Chcesz… się uczyć? – Nie potrafił w to uwierzyć. Will nie wyglądał na kogoś,  komu zależałoby na dobrych ocenach. 
– Tak.
– No... spoko… – Wyciągnął książkę z matematyki, czyli jedyną, jaką w tej chwili posiadał, bo resztę zostawił w szkole.
Zamierzał siedzieć cały czas w pokoju, by się przekonać,  czy Will naprawdę będzie się uczyć.  Rozłożył się na łóżku i kątem oka obserwował współlokatora. Ten rzeczywiście przeglądał strony nawet z widocznym zainteresowaniem na twarzy. Czytając, co jakiś czas marszczył czoło i przygryzał usta, a potem kiwał nagle głową chyba w przypływie olśnienia. Po upływie godziny Tom doznał niespotykanego u siebie uczucia bycia nieużytecznym, które dotknęło go do tego stopnia, że sam sięgnął po swój segregator z historii. Jednak wystarczyło mu piętnaście minut, aby zwalczyć to natrętne odczucie i rzucić notatki w kąt. Rozglądał się sennie dokoła i wtedy przypomniał sobie o rozmowie z Jacobem.
– Ej – zagaił – wiesz o dyskotece w sobotę?
– Słyszałem o tym od Bena. – William odwrócił twarz w jego stronę i spojrzał mu w oczy. Toma przeszedł dreszcz po skórze, lecz nie wiedział dlaczego. Przecież się go nie bał, ale… coś było z nim nie tak.
– Pójdziesz z nami. Znaczy ze mną i kumplami – raczej stwierdził, niż zapytał.
– Cieszę się. – Uśmiechnął się lekko. – Z chęcią ich poznam.
– Na pewno ich poznasz. – Ten chłopak wzbudzał w nim jakąś dziwną ciekawość, więc nie mógł powstrzymać się przed zadaniem następnego pytania. – Podoba ci się tutaj?
Will pokiwał energicznie głową.
– To miejsce jest... takie spokojne.
– Chyba często boli cię głowa, nie?
– Nie, tylko czasem. Dlatego że... wokół jest tyle ludzi. – Wykonał zamaszysty ruch ręką. – Ale nie przeszkadza mi to bardzo. Lubię ten… to miasto – skończył i znowu powrócił wzrokiem do książki.
– Serio to czytasz?
– Oczywiście. Pan Moore powiedział, że mam zacząć się uczyć, więc wypełniam jego polecenie.
Dziwak. Po co ja z nim gadam…

■ ■ ■ ■ ■

Tom żył myślą o imprezie. Czas płynął mu wolno, a dni ciągnęły się w nieskończoność. Jedynie podczas treningów sobotnia impreza wylatywała mu z głowy. Rzadko zdarzały się w szkole jakieś dyskoteki, ale kiedy ktoś je organizował, to zawsze jak najlepiej. Dobra muzyka, fajny zespół, jedzenie… Nikt nigdy nie narzekał. Nie tylko Tom się ekscytował. Wszyscy rozmawiali już tylko o tym, w co się ubiorą, kto z kim idzie, czy można będzie zamawiać piosenki... Najróżniejsze plotki rozchodziły się z szybkością światła.
Kiedy nadszedł wyczekiwany dzień, Tom grzebał w swojej szafie w poszukiwaniu ubrań. Wyciągnął z niej ciemnoszarą koszulę z długimi rękawami i czarne, materiałowe spodnie. Ocenił krytycznym okiem dolną część skomponowanej garderoby. Nie chciał wyglądać zbyt sztywno, więc zamienił je na granatowe dżinsy. Ubrał się i odwrócił w stronę Williama. Ten nie zastanawiał się długo, co na siebie założyć. Wybrał bladoniebieską koszulę z krótkimi rękawami i zwykłe, ciemne spodnie. Pani Breuk przyniosła mu ostatnio jakieś ciuchy, bo nic nie miał i na szczęście nie okazały się paskudne, chociaż raczej nie istniały gorsze ubrania niż te, w jakich chłopak przyszedł do sierocińca.
Tom zauważył, że Will dość szybko się zmieniał. Początkowo wydawał się zagubiony, ale już po kilku dniach całkowicie zmienił styl, o ile wcześniej jakikolwiek posiadał, i nawet nadgonił materiał z matematyki, co było niebywałe. Profesor Moore wybałuszył oczy, kiedy już na drugich zajęciach tępy jego zdaniem uczeń potrafił rozwiązać każde zadanie. Trzymał go przy tablicy pół lekcji, podając nowe przykłady, bo nie mógł w uwierzyć w tak nagłą przemianę. Toma coraz bardziej intrygował nowy kolega, ale nigdy by tego nie przyznał. Zastanawiał się, z kim tak naprawdę ma do czynienia, bo praktycznie nie wiedział o nim nic. Co się stało z jego rodziną? Dlaczego tu trafił? Gdzie się uczył? Te i inne pytania kłębiły mu się w głowie, jednak wstydził się ich zadać. Nie chciał, żeby Will pomyślał, że się nim interesuje i uznał za jakiegoś… przyjaciela, albo wzbudził w nim chociażby na coś podobnego nadzieję. Posiadał kumpli i nie potrzebował kolejnego, a zwłaszcza takiego jak Will.
Oboje wyszli wieczorem tuż przed dziewiętnastą, ale trzymali się od siebie w stosownej odległości pięciu metrów. Do szkoły mieli bardzo blisko, ale droga do niej nie była zbyt przyjemna. Z obu stron Morris Ave, którą przemierzali, stał rząd drzew. Zwykłych, nudnych drzew, jakie Tom mijał codziennie. Czasem tylko zza zarośli wyłonił się jakiś budynek, przerywając zieloną jednostajność.
Po piętnastu minutach czekał już na Vanessę na parkingu. Sprawdził godzinę na telefonie. Równo dziewiętnasta, a jej jeszcze nie było. Nie lubił na nikogo czekać, więc się niecierpliwił. Włożył ręce w kieszenie spodni i wybijał rytm butem. Sporo ludzi zdążyło wejść do środka, nim nareszcie się zjawiła. Miała na sobie rozkloszowaną sukienkę w różowe kwiaty, a na stopy założyła czarne czółenka. Falowane włosy ułożyła w luźny kok, a w jej uszach świeciły złote kolczyki. Pomachała do niego z daleka. Tom skomplementowałby ją, że ładnie wygląda, gdyby nie był na tyle zdenerwowany. Gdy stanęła tuż przy nim, poczuł od niej zapach mocnych, słodkich perfum.
– Hej. – Przywitał się, całując ją w policzek. – Co tak długo? – Starał się nie zabrzmieć karcąco.
– Oj, zasiedziałam się i za późno zaczęłam się szykować. Przepraszam, długo czekałeś? – Zrobiła zakłopotaną minę.
– Nie aż tak długo. Chodźmy. – Objął ją ramieniem w pasie i zaprowadził do wejścia.
Wewnątrz zgromadziło się wielu uczniów. Niektórzy stali w grupach i rozmawiali przy stołach, a niektórzy tańczyli na parkiecie. Zespół grał właśnie jakąś skocznią piosenkę, której podkład bębnił w uszach. Rozochocony tłum skakał się w rytm muzyki, a ich wyginające się ciała oświetlały kolorowe lampy. Kilkadziesiąt par stóp uderzało zgodnie o podłogę, powodując jej drżenie. Tom czuł to pod podeszwami butów, aż naszła go ochota, żeby samemu rzucić się w wir tańca. Zauważył wśród masy Andy’ego i uśmiechnął się szeroko na widok jego nieporadnych ruchów. Wyglądał, jakby tańczył do zupełnie innego utworu.
Nieco dalej stał Jacob. Ręce włożył w kieszenie, a prawą nogę wysunął nieznacznie do przodu, swobodnie opierając ciężar ciała na lewym biodrze. Kontrastowało to z jego zaciętym wyrazem twarzy. Ktoś, kto go nie znał, powiedziałby, że wydawał się być wkurzony i nieumiejętnie udawał, że tak nie jest. Natomiast Tom, spędziwszy z Jacobem już tyle czasu, wiedział, że mimo pozorów to najpozytywniej nastawiony do życia człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkał. Podszedł do niego razem z Vanessą i klepnął przyjacielsko w ramię, by zwrócić na siebie uwagę. 
– Siema, Jacob. Co tak sam stoisz? Panna ci uciekła? – Zażartował. 
– Nie chce mi się tańczyć, więc mnie porzuciła – powiedział z udawanym żalem. 
– Więc, Tom, ucz się na jego błędach i zatańcz ze mną. – Zaśmiała się Vanessa i pociągnęła go na parkiet.
– Przykro mi. Znowu zostajesz sam.
– Dzięki, stary! – krzyknął za nimi Jacob.
Poczatkowo zły nastrój Toma zniknął całkowicie. Bawił się coraz lepiej, chociaż tańczenie nie szło mu zbyt dobrze. Razem z Vanessą deptali sobie po stopach, ale śmiali się z tego. Patrząc na nią, zastanawiał się, czy mogliby być parą. Z jednej strony to fajna i ładna dziewczyna, znali się już długo, ale z drugiej łaknęła uwagi, a nie miał czasu na częste spotkania. Nie porzuciłby dla niej treningów. Nigdy. Baseball zajmował tę najważniejszą część jego życia i zdawał sobie sprawę, że nie chciał robić miejsca dla niczego innego, a Vanessa... nie zaakceptowałaby tego. Była zbyt dumna, by zadowolić się takim pseudozwiązkiem.
Odgonił od siebie te myśli. Miał się bawić, a nie martwić głupotami.
– Pójdziemy się czegoś napić?! – krzyknął do dziewczyny, bo głośna muzyka zagłuszała wypowiadane słowa.
– Okej! 
Zziajani opuścili parkiet. Podeszli do stołów zawalonych niezdrowym żarciem typu pizza, czipsy czy słone krakersy. Tom sięgnął po dwa plastikowe kubki i nalał do nich coli. Jeden podał Vanessie. 
– Dzięki. 
Wziął łyk słodkiego napoju i prawie się zapluł, gdy spostrzegł Willa otoczonego sporą grupką uczniów. Obok niego był Andy i oboje pili, a raczej wlewali w siebie, colę prosto z butelek w akompaniamencie dopingów. Tom nie podejrzewał, że Will odnajdzie się na imprezie ani tym bardziej, że weźmie udział w czymś takim. Podszedł do nich bliżej, żeby lepiej widzieć, zostawiając gawędzącą z kimś Vanessę przy stoliku.
Pierwszy poddał się Andy, opluwając podłogę przed sobą, ale po kilku sekundach dołączył do niego Will. Rozległy się gwizdy i śmiechy. Andy wytarł brodę chustką i wyciągnął z kieszeni dziesięciodolarowy banknot.
– Trzymaj. – Podał go chłopakowi. Widowisko minęło,  więc zebrany tłum zaczął się rozchodzić. – A myślałem, że już nie wytrzymasz. 
– Niełatwo mnie pokonać. – Zachichotał William. Tomowi wydawało się, że był trochę podpity. 
– Następnym razem...
– Hej, Andy – wciął się Tom. –  Już poznałeś Willa. 
– O! Hej! Czemu nie przedstawiłeś nam Rudego wcześniej? Podobno macie razem pokój. Swoją drogą  niezły ma spust. Wciągnął z litr za jednym razem! I jeszcze mnie ograł. – Szturchnął Willa przyjacielsko w bok.
– Widziałem – mruknął. Spojrzał wrogo na chłopaka za nim. Najpierw zabrał mu pokój, a teraz zamierza też kumpla? Nie pozwoli na to. Andy przed nikim się tak łatwo nie otwierał. 
– Idziesz ze mną na szluga? – zapytał go Andy. Przetarł brodę jeszcze raz wierzchem dłoni.
– Pewnie. 
– Ej, Rudy! Idziesz z nami?
– On nie pali – odpowiedział za niego Tom.
Andy wzruszył ramionami i naciągnął na siebie marynarkę, którą wcześniej zdjął, gdy zgrzał się po tańcu.
Wyszedł z Tomem na zewnątrz. Stanęli tuż przy drzwiach i zaraz zaczęli dygotać z zimna. Przystępowali z nogi na nogę, żeby się rozgrzać. Tom wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i poczęstował przyjaciela.
– Kurwa! – Szukał po kieszeniach.  – Zapomniałem zapalniczki.
– Spoko, ja mam. 
Zapalili papierosy i w tym samym czasie zaciągnęli się dymem. Po chwili drzwi się otworzyły i wychylił się zza nich Jacob.
– O! – Zdziwił się Andy, zobaczywszy go. – Też na papieroska, jak widzę. 
– Ano. Macie?
Tom podał mu paczkę. 
– Dzięki. Wziąłem zapalniczkę, a szlugów zapomniałem.
Andy się zaśmiał. 
– Razem mielibyście wszystko. 
– Co?
– Nieważne. 
– Wiesz, Tom… – zaczął Jacob z westchnięciem w stylu „a nie mówiłem?” – jak zwykle miałem rację. 
– Niby w czym?
– Pamiętasz, jak niedawno graliśmy po lekcjach, a ty się żaliłeś na nowego? – Zaciągnął się papierosem. – Nie wiem, o co ci chodzi. Gadałem z nim dzisiaj i jest naprawdę spoko. 
– Wcale nie jest spoko. Jest dziwny. 
– Przeginasz jak zawsze – odparł ze znudzeniem w głosie. – To zwyczajny koleś.
– Zwyczajny? Żartujesz. Nie czujesz się przy nim jakby... nieswojo? 
– Nie. Tobie się coś uroiło i tyle.
– Tom, pewnie po prostu jesteś wkurwiony, że zabrał ci pokój. – W rozmowę włączył się Andy. – Ale jakbyś go poznał, to zmieniłbyś o nim zdanie.
Tom nie mógł dłużej tego słuchać. Nawet właśni przyjaciele byli przeciwko niemu. Poczuł w ustach smak goryczy.
– Wiecie co…– Rzucił niedopałek na chodnik. – Pójdę już do domu. Boli mnie głowa. Nara.
Został obdarzony zdezorientowanymi spojrzeniami. Odwrócił się zamaszyście i wrócił do środka po kurtkę, słysząc za sobą ciche „cześć”.

Gdy szedł wzdłuż budynku szkoły, zza jedną ze ścian zauważył klęczącego Williama, który przyciskał palcami skronie i szeptał coś po nosem. Jego wargi układały się w obco brzmiące słowa. Tom nie lubił go, ale nie był draniem, żeby nie udzielić mu pomocy. Już chciał się do niego zbliżyć, ale zatrzymał się w pół kroku. Zdało mu się przez chwilę, że na chodniku klęczał ktoś zupełnie inny. Trwało to mgnienie oka, nie więcej niż sekundę. Wtedy Will podniósł na niego wystraszony, nieobecny wzrok. Zerwał się na równe nogi i uciekł gdzieś w ciemność.

--------------------------------------------------
Ten rozdział powstawał w bólach i pewnie to widać :D Niezbyt dużo się w nim dzieje, właściwie to jest nudny. W następnej części będzie więcej emocji i zmieni się środowisko, że tak powiem, więc może wynagrodzi Wam to tego flaka.
A i dziękuję wszystkim za komentarze. ;)

3 komentarze:

  1. Rozdział nie jest nudny, wydaje się być spokojny, taki miły, idealny do kawy. Mimo, że dużo się w nim nie dzieje, przybliżyłaś nam z lekka postać Willa. Okazuje się iż bardzo szybko się przystosowuje i uczy, co bez wątpienia jest bardzo istotne.
    Bardzo dużo uwagi poświęciłaś tutaj Tomowi, zdążyłam go polubić, wydaje się być takim typowym nastolatkiem - obchodzi go głównie on sam, chce się dobrze bawić i świetnie wyglądać, spędzać czas przy swoim hobby. Will go zmienia i chyba wcale nie na lepsze.
    Bardzo dziwna jest ostatnia scena. Tom widocznie uznał, że Will się źle poczuł. Ale czy na pewno? Jak dla mnie to albo czcił jakichś swoich bogów, albo kogoś wzywał, albo używał jakiejś magii. Dziwny człowiek. I czy na pewno jest człowiekiem?
    Coraz bardziej zagmatwana jest ta postać, coraz bardziej tajemnicza i fascynująca zarazem.
    Czekam na ciąg dalszy,
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Will jest skomplikowany :P Przeczucia masz całkiem dobre. No niedługo wszystko się wyjaśni i nastąpi ta akcja "właściwa".

      Usuń
  2. Flaka? Nie, to stanowczo nie był flak :) Przepraszam na początku za nieobecność - niestety z racji różnych obowiązków terminowość nie jest moją najmocniejszą cechą ale prędzej czy później zawsze docieram :) Kurcze, ten rozdział był taki pozytywny. Jakaś część mnie (nawet spora część) chce dla Willa jak najlepiej i chcę utrzeć trochę nosa Tomowi. Aczkolwiek "utrzeć nosa" nie oznacza oczywiście, że źle mu życzę - uważam (przynajmniej na razie), że może być całkiem w porządku, chociaż niewątpliwie jest mocno uprzedzony do Willa. Ta niechęć z pewnością jest jeszcze podbudowana przez strach, który teraz pewnie jeszcze bardziej się pogłębi. Will cały czas jest bardzo tajemniczy, chociaż ten rozdział pokazał, że naprawdę da się go lubić i wcale nie jest odludkiem, a przynajmniej nie zawsze. Ciekawe jaką zmianę środowiska zobaczymy przy okazji następnego rozdziału. Cóż, każdy jeden mnie zaskakuje, każdy jeden przynosi coś nowego i każdy jeden wywołuje we mnie uczucie, że naprawdę się cieszę, że takie opowiadanie powstaje :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń